Połowa lat 60 tych. Epoka Beatlesów! Fotki Beatlesów na ścianie w moim pokoju. Szkoła podstawowa.........
Urodziłem się i wychowałem na WSM- owskich podwórkach. To była moja mała ojczyzna. WSM to skrót od Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Spółdzielnia przedwojenna. Pierwsze domy powstawały w latach 1924......
Tak zwany Żoliborz Inteligencki. Ta nazwa może dziś śmieszyć. Ale była zgodna z prawdą.
Koledzy, koleżanki z podwórka to było coś więcej niż rodzina. Przypominam, że ja pochodzę z wyżu demograficznego. Dzieciństwo kojarzy mi się nieodłącznie z wesołym krzykiem dzieci na naszych podwórkach.
Parę lat temu wybrano mnie do Rady Nadzorczej tej Spółdzielni. Więc jednak źle mnie nie zapamiętano:)
Ale do rzeczy. Na naszym podwórku na Koloni 5 mieszkała Pani W.
Pani ta hodowała rasowe owczarki alzackie i sprzedawała do Milicji Obywatelskiej. Miała w Milicji stałych odbiorców bo Jej psy były bardzo dobre. W tresowaniu pomagał Jaj mąż. Z zawodu drukarz. Całe życie pracował na trzy zmiany.
Pani W i Jej mąż z psami często przebywali na podwórku, spacerowali itp. I nigdy, przenigdy się nie zdarzyło, żeby Jej pis rzucił się na kogoś!
Prosili tylko, żeby psów nie głaskać i nie dotykać. Psy Pani W grywały też w filmach gdzie powinny być wilki. I grały właśnie wilki. Na przykład w Potopie grał Bej.
Pani W wiedziała, że moja mama bardzo lubi psy. Zaproponowała mojej mamie, że będzie podrzucała psa Dingo na cały dzień. do nas. Będzie razem z Dingusiem(tak go nazwaliśmy)dawała miskę z jedzeniem i parę złotych. Nie wiem ile to było?
Mama moja wtedy nie pracowała. Ojciec sam pracował na dom i 4 dzieci.
Bardzo dobrze zarabiał. Chciałbym ja tyle teraz zarabiać!
Ale to nie na temat:)
Bardzo się cieszyliśmy, że Dinguś u nas był! Wesolutko było, chodziliśmy z niem na spacery, nad Wisłę nad pobliski Kanałek na Kępie Potockiej.
Był bardzo posłuszny i nas pilnował.
Za parę dni Pani W mówi do mojej mamy „Proszę pani proszę, ze by Dingo nie skakał u pani po łóżkach, bo jak wraca do nas do domu to zaczął się na łóżku kłaść”
No i musieliśmy jednak Dingusia ostrzej trzymać.
Raz cała nasz czwórka poszliśmy do szkoły. Mama wybrała się na bazar. Wtedy to się mówiło „na targ”
Dinguś sam w domu został. Mieszkanie nie zamknięte na klucz. Wtedy u nas MAŁO KTO ZAMYKAŁ MIESZKANIE NA KLUCZ! A jeśli już zamykał, to klucz zwyczajowo był pod wycieraczką:)
Takie były czasy. Trudno niektórym w to uwierzyć. Spece od zabezpieczeń antywłamaniowych nie MIELI CO ROBIĆ.
W tamtych czasach to mięsa w sklepach ogólnie nie było.
Przychodziła do domu BABA Z MIĘSEM.
I sobie ta baba przyszła do nas jak mamy nie było a my w szkole. Weszła do mieszkania, bo było otwarte.. Jak zobaczyła Dingusia to od razu chciała wyjść. Ale Dingo jej nie pozwolił. Tak był wytresowany. Wpuścić , pilnować, ale nie wypuścić.
Co się ruszy to Dingo warczał i i tak to było ponad trzy godziny.
Niestety ta Pani BABA ZROBIŁA POD SIEBIE. Bo Dinguś nie rozumiał, że Baba z mięsem nie chciała wyjść tylko się załatwić.
Wreszcie mama wraca a baba blada jak śmierć!
Dingo do mamy podszedł a pani za mięso i w nogi!
Rzuciła tylko za siebie... „Nigdy w życiu pani ode mnie mięsa nie dostanie!!!!”
Wróciła z dostawą mięsa po około 7 latach. Bo mięsa nadal w sklepie kupić nie było można.
Ta przygoda zdarzyła się tylko dlatego, że mieszkań się ogólnie u nas nie zamykalo, oraz dlatego, ze były takie instytucje jak Baba z Mięsem.
A jeszcze po naszych podwórkach chodzili fachowcy co krzyczeli: „stare szmaty kupuję, garnki lutuję, noże ostrzę”
Lubiłem patrzeń jak fachowiec ostrzy noże. Tarczą napędzaną kołem za pomocą nogi . Tak jak maszyna do szycia.
Dingusia bardzo dobrze wspominamy do dziś.
A na fotkach psy z mojej byłej pracy,
Ułożyłem i wytresowałem dwa psy właścicieli. Kubę i Rotwailerkę Werdę. Werdusia niestety zdechła, miała nowotwór.
Te psy mnie bardzo pilnowały i nikt nie mógł do mnie podjeść bliżej niż na dwa metry.
Koniec psiego tematu.
Żyć trzeba dalej:)
Vojtek
Ps. Kliknij na fotki, żeby powiększyć
Pisarz Pan Jarosław Abramow napisał piękną książkę o naszych żoliborskich podwórkach. Znam tam wszystkie nazwiska. To rodzice, dziadkowie moich kolegów i koleżanek z podwórka
Dedykacja dla mnie od Pana Jarosława Abramowa. Pisarz mieszka w Kanadzie w Toronto. W dzieciństwie mieszkał na 3 kolonii WSM
Takie były i są nasze żoliborskie podwórka. To jest 5 kolonia WSM.
A to 4 kolonie WSM. Tu się urodziłem:)
A to 4 kolonie WSM. Tu się urodziłem:)
A to Kubuś, pies mojej byłej szefowej. Lubił takie zabawy:)
Werdusia, Już niestety nie żyje.
Jaz Kubą i Werdą..........
Ja & Werda:)
I krótki filmik z Werda i Kubą......
Świetne zdjęcia Vojtku, wszystkiego dobrego dla Ciebie na te chłodne dni, udanej niedzieli, pozdrowienia z Delhi
OdpowiedzUsuńhttp://zawszelkacene.blog.interia.pl
Rafale! To już daleko doleciałeś!!!
UsuńGratulacje. I jestem pewien że operacja się powiedzie.
Inaczej nie może być. Ja jutro do lekarza idę. Tak się muszę wyspowiadać:)
Zdrowia Ci życzę!!!!!
nie wiedziałam, że lubisz zwierzęta a tu proszę, jak miło o nich piszesz:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Klarko. Lubię zwierzęta. Mieliśmy psy, szpaka, sczurki, tylko kotów nigdy nie mieliśmy. Choć kotylubię. Na wsi je dokarmiamy.
UsuńPozdrawiam z Warszawy
Witam ....Ja ogólnie kocham psy,ale tez niektóre rasy psów są za bardzo niebezpieczne.Boje się dużych psów ,kiedy idę ze swoim Cyganem zawsze na smyczy ,bo pies musi być na smyczy ..Ale nie wszyscy to robią..Leci kilkanaście metrów ,wielki pies ,rasa nawet groźna a pana nie widać..ja boję się ,że nas zaatakuje ,bo nasz Cygan jest nerwowy ::)) I zawsze zaczepia wielkie psy...Ja rozumiem ,dla owego właściciela ,może jest spokojny.Ale nigdy nie wiemy jak zachowa się pies...I ciągle zwracam uwagę ludziom ,co spuszczają psa ze smyczy.Są wybiegi ,można iść i niech pies się wylata..Ale na osiedlu ,gdzie chodzą dzieci i dorośli ? Powinno być karane..Ja pamiętam Twoje pieski na początku naszej znajomości blogowej::)) Fajne psinki..czas leci ,ludzie się starzeją razem z psami::))))Cierpią ,kiedy pies cierpi.Bo należą do rodziny ..Przynajmniej u nas w domu tak jest.Pozdrawiam serdecznie W+O..::)))DANKA
OdpowiedzUsuńDanusiu!
UsuńTak przy powinny być ZAWSZE NA SYCZY. No chyba , że w miejscu gdzie nie ma ludzi. Jest za dużo wypadków atakowania ludzi przez psy. Za dużo psów wałęsających się samotnie.
W ogóle w Polsce jest bardzo dużo psów.
W Irlandii czy Holandii widziałem ich dużo mniej.
Pozdrawiam serdecznie z zimowej Warszawy
Nie wiedziałam ,że takie fajne kontakty miałeś z psami.
OdpowiedzUsuńWspaniale historie :-)
Teraz już dzieci tak luzem nie wychodzą na podwórku,
czasy inne i niebezpieczne,
a szkoda że nie można...
Prawdziwych podwórek tez już prawie nie ma. BO DZIECI BRAK My byliśmy wyż demograficzny. Podwórka były niestrzeżone. Mimo, ze na paru z nich mieszkali i ministrowie i sekretarze partii. Też to kiedyś opiszę.
UsuńJest po prostu inaczej. Lepie czy gorzej sam to każdy z nas oceni.
Pozdrawiam Vojtek
Witam Wojtusia! Czytałem kiedyś ten wpis na innym Twoim bloogu. Psy są inteligentne, ale aby były usłuchane trzeba je dobrze wychować. Wychowanie psa jest sztuką i dlatego wolę koty, bo kot chodzi swoimi drogami i trzeba tylko raz kiedyś kotka za uchem podrapać:-)) Pozdrawiam Przemek
OdpowiedzUsuńWłaśnie Przemku wszystko przenoszę na jednego bloga i będzie tylko jeden blog.
UsuńWłasnie są zwolennicy psów i kotów. Ja wolę psy co nie znaczy, że kotów nie lubię. Koty mają po prostu kompletnie inny charakter.
Pozdrawiam zimowo
Podwórka piękne i jeszcze lepsze wspomnienia , ale ja psów się boję.Pozdrawiam serdecznie...
OdpowiedzUsuńRozumiem. Do psów ma się różny stosunek. Najczęściej przyczyną złego psa jest zły właściciel.
UsuńPozdrawiam Vojtek
Vojtku, teraz nie do pomyślenia by było, żeby drzwi na klucz nie zamykać. Szkoda, ze tak sie pozmieniało. Pies faktycznie mądry, a dla was dzieci to na pewno była duża radocha z nimobcować.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło
Dużo się zmieniło!
UsuńCzy na lepsze to każdy sam oceni. Dlatego czasami opisuję takie zdarzenie, żeby pokazać tło tamtych lat.
Pachnie to może i egzotyką, ale tak było.
Pozdrawiam z zimowej Warszawt
No tak, ja też z tego wyżu i doskonale pamiętam , te klucze pod wycieraczką. Jeszcze takie kartki w drzwiach.
OdpowiedzUsuńKlucz pod wycieraczką !... Hahahha ....
I nikt nie kradł. Wózki, rowery, sanki wszystko trzymało się na dole na klatce schodowej , bo nie chciało się ciągnąć na górę czy do piwnicy.
Samochody, głównie syrenki i motory tez pod blokiem bez alarmów i czasami nie zamknięte. Jeszcze czasami w sobotę były kury na obiad na niedzielę żywe za nogę przymocowane do drzewa. Hihihi... Na osiedlu spółdzielni radomskiej powojennej.( Bloki stawiane w latach 55-60) .
No własnie Julo. My to pamiętam i milo jest powspominać. Ale ten tekst się przyda młodszemu pokoleniu. Bo dla nich tamte czasy to EGZOTYKA. A często w to nie wierzą. Mama czasami pisała po francusku, że klucz jest pod wycieraczką. Bo nikt francuskiego nie znał prawie. A nasza babcia była rodowitą Francuzką.
UsuńByło ale się skończyło..teraz osiedla chronione, monitorowane, ochroniarze tylko czołgów brakuje:)
Pozdrawiam Vojtek
hahhahaha no to sobie pogadales z psami,no pamietam u mnie tez zostawialo sie klucz pod wycieraczka haha i pamietam tez pana ktory jezdzil furmanka i zbieral zlom i buteli a dzieci dostawaly od niego lizaki "kogutki" usmialam sie bo juz sobie wyobrazilam te scene z psem , choc kobicie wcale nie bylo do smiechu, pieknej masci ten rotwailer
OdpowiedzUsuńRotwailerka Werda już nie żyje. Miała raka krtani. Misiek ma się dobrze. A lizaki kogutki i różne inne postacie to i ja pamiętam. Jeden dzień pracowałem nawet w fabryczce lizaków:)
UsuńU nas na podwórka furmankami picach do piaskownicy co rok przywozili prosto z Wisły. My pomagaliśmy zwalić piach i od razu zbieraliśmy muszelki.
Było, minęło trzeba żyć dalej:)
heh fajne psiaki ;p
OdpowiedzUsuńTe akurat były kochane:) Jak poszedłem na urlop ty wyły kilka dni za mną. I był problem.
UsuńPozdrawiam.
Świetnie Wojtku przygodę Baby od mięsa opisałeś. Lubie z psami rozmawiać . Miałem kiedyś bardzo mądrego owczarka niemieckiego. Pozdrawiam, Tomasz
OdpowiedzUsuńTak Tomku. Były baby od mięsa, od jajek, serów i śmietany. Teraz to się nazywa CATERING:)
UsuńI wtedy właśnie owczarki były modne.
Pozdrawiam w poniedziałek.
Przemiłe wspomnienia,Vojtku i...trochę w tym prawdziwej historii, bo tak to odbierają młodzi. O tych dawnych czasach trzeba opowiadać młodym - dzieciom, wnukom. U mnie pamiątki z dawnych lat cieszą się wielkim zainteresowaniem. A jeśli chodzi o psy - to one też nas dobrze znają i potrafią ustawić się w tym miejscu na jakie im pozwalamy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPewnie, że trzeba opowiadać. Ale ja mam jeszcze ochotę na różne, przygody, podróże, działanie, tylko nie sam:)
UsuńW każdym razie młodsze pokolenie może sobie poczytać jak było. Najlepiej przy okazji jakiś fajnych zdarzeń.
Pozdrawiam:)
przeczytałam jednym tchem Vojtku :) powala mnie tekst "instytucja: Baba z Mięsem". teraz ciężko sobie coś takiego wyobrazić. z tym zamykaniem drzwi na klucz to kwestia mentalności, do dziś w Stanach i Wielkiej Brytanii ludzie zostawiają otwarte drzwi po prostu...
OdpowiedzUsuńja miałam psy jak byłam bardzo mała (3 lata), jeden nazywał się Melon i mogłam na nim siadać i stawiać babki z piasku... tak, NA psie. gdy "coś się działo" i wszystkie psy w sąsiedztwie zaczynały wariować i szczekać, Melon nigdy mnie nie zrzucił, tylko spokojnie podnosił łeb, czekał aż zejdę i zgarnę piasek i dopiero dołączał do osiedlowych psich sporów....
ja lubię te gry w metrze :D ostatnio był fragment obrazu. stolic dawno nie widziałam.
Usuńmam na iPodzie grę w stolice, tam się szkolę :)
pozdrawiam!
Bino!
UsuńW Iralndii gdzie mieszkałem i pracowałem też wszystko stało otworem. To było rok 2007.
A mieszkaliśmy w nowiutkim domu z nowym sprzętem technicznym. Nie potrafiliśmy ustawić komputera do ogrzewania to boss kaszal nam jechać do pracy zostawić klucz w zamku i powiedział, że pod naszą nieobecność fachowiec nam ustawi komputerowe sterowanie ogrzewaniem. ZWYKŁY KLUCZ YALOWSKI.
Dziadek był myśliwym to zawsze miał psy myśliwskie. Najfajniejszy był Han. Wyżeł.
Pozdrwiam przed wylotem z domu.
Ale przygody. Jak zwykle miło się czyta Twoje opowieści. Ale zdjęcie z takimi psami, uwaga na przyczajone bestie :) Żartuję oczywiście. Zwierzęta kochają dobrych ludzi i wszystko się potwierdza. Pozdrawiam z Warmii.
OdpowiedzUsuńZbyszku!
UsuńZawsze trzeba uważać. Werda na mnie raz warknęła to za przeproszeniem WYDARŁEM NA NIĄ MORDĘ:)
Ale fajnie było z nimi chodzić.
Potem musiałem uważać bo jakaś babka powiedziała do mnie CO PAN WARIAT Z PSAMI ROZMAWIA?
A z kim mam rozmawiać odpowiedziałem.
I dała mi spokój szybko odchodząc......
Ja znam to opowiadanie, ale przeczytałam raz jeszcze, bo wiedziałam jak śmiesznie się kończy.
OdpowiedzUsuńZwierzęta są bardzo mądre.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
Jolu. Bo ja przenoszę wszystko z tamtego bloga i będę miał bloga jednego. No i młodsze pokolenie niech wie jak się żyło:) Bez Internetu, komórek, komputerów i telefonów stacjonarnych. mało kto je miał!
UsuńJa wiem gdzie jest takie miejsce gdzie do chwili obecnej klucz jest pod wycieraczką i drzwi są otwarte ;-) klimatyczna wioska w jednej z polskich miejscowości gdzie nie ma zasięgu w telefonie, internetu brak i to jest cudowne .... pola, psy .......... tylko że pogotowie dojeżdża tam w dwie godziny niestety ;-( Otylia
OdpowiedzUsuńOtyś. To my sobie kiedyś tam pojedziemy..gdzie indziej po Polsce też warto. Weźmie się autko ode mnie z pracy. PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA.......
UsuńSą piękne trasy o nocleg teraz łatwo...Na przykład z Władysławowa do Międzyzdrojów:)
Ale jak na razie to w Warszawie śnieg sypie:)!
Tak bardzo boję się psów, że nawet za dokładnie nie obejrzałam Twoich zdjęć. Kiedyś, na widok takiego czarnego wielkoluda bez kagańca, szłam do domu ponad godzinę, bo nadłożyłam drogi, nie chcąc się z nim spotkać. W dzieciństwie pogryzł mnie pies , dlatego strach towarzyszy mi do dziś. A pani ta powinna czekać na zaproszenie, a nie wchodzić. Nie powiem ile razy ja bym się ze...., gdyby spotkała mnie taka przygoda. U nas na Wileńszczyźnie też nie zamykało się mieszkań, wystarczył patyczek w skoblu. Nie było kradzieży. pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńRozumiem Ciebie doskonale. Znam też jedną osobę co miała złą przygodę z psami i psów nie lubi i się ich boi. Tego nie trzeba tłumaczyć.
UsuńZresztą ja do Wedy i Kubusia miałem ograniczone zaufanie. Jednak uważałem.
W Warszawie śnieg sypie............
Pozdrawiam zimowo.
Z tym kluczem pod wycieraczka w dzisiejszych czasach nie dopomyslenia.My do niedawna tez zostawialismy otwarty dom nawet jak jechalismy gdzies po zakupy czy do znajomych,ale po tym jak synek zaczal nas upominac zeby zamykac bo w sasiednim miescie jakis dom okradziono to zaczelismy zamykac.
OdpowiedzUsuńFajne te psiaki,bardzo lubie zwierzeta:)
Pozdrawiam z bezsniegowego ale troche mroznego New Jersey:)
A u nas pada i pada.........trzeb auta odśnieżać nie ni ma gdzie już śniegu zwalać:)
UsuńDziś się po raz pierwszy zakopałem w śniegu musieli mnie koledzy odkopywać.......
Przewodnikiem stada jednak był Kubuś. Traktował Werdę jak siostrę:)
Pozdrawiam z białej Warszawy.
Vojtek
Piękne psy. Ja mam tylko wilczuropochodnego i to z jednej strony... ;))) Wabi się Maks i jest najukochańszym psem na świecie. :) Oj, te podwórka... ja nabiegałam się po całej wsi, ze trudno było za mną nadążyć. Bawiłam wszystkie niemowlęta w sąsiedztwie i mało który dziś młody tatuś, czy młoda mama może powiedzieć, że nie była przeze mnie w wózku wożona, kiedy sam/a był/a mały/a. Tato mówił na mnie ,,przyszywana mamusia", albo... ,,psia mama" kiedy znajdował mnie w psiej budzie... ;) Fajne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńTak fajne wspomnienie. ja z wyżu demograficznego. Najlepszych przyjaciół rozsiało po świecie....
UsuńAle oczywiście na laurach nie siadam i mam jeszcze marzenia i olany do zrealizowania.
Pozdrawiam serdecznie
Vojtek
Wojtku zawsze z czułością czytam Twoje posty.
OdpowiedzUsuńWszystko jest w nich zawarte. Piękne wspomnienia, umiłowanie do zwierząt, przyrody...
A historia z Babą jest pełna humoru, fantastyczna.
Pozdrawiam
Tak naprawdę było. Ta pani miała ksywę PISTOLET, bo tak szybko mówiła jak strzelający karabin:)
UsuńOwczarek Bej był prześliczny. Kolor popielato stalowy, bardzo rzadki.
Wspomnienia, wspomnieniami ale żyć trzeba dalej:)
I działać:)
Pozdrawiam
Malo kto nie zostawial klucza pod wycieraczka...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Że Ty też to ja widzę Judyto! I serce masz jak O. z miasta G. nad morzem B. Jest trochę takich ludzi i nie łatwo na Nich trafić.
UsuńA moja mama dla zabezpieczenia pisała na karteczce po francusku, ŻE KLUCZ JEST POD WYCIERACZKĄ:)
Dzisiaj trzeba ze trzy zamki Gerda:)
Pozdrawiam z 3 zamkami:)
nie wiem, czy ta mapa to przejaw mojego talentu plastycznego ;) renesansowe mapy? czemu nie, ale najpierw musiałabym się podszkolić!
OdpowiedzUsuńW każdym razie ja się na te mapy patrzę to przypominają mi się rysunki map dawnych podróżników.
UsuńA nauka to potęgi klucz:)
Vojtku! Skądś już znam tę historyjkę. ;)
OdpowiedzUsuńDzisiaj się przyjrzałam Twojemu zdjęciu z Werdą - jak dałeś radę podnieść tak wielkiego psa?
Hej Ewo!
UsuńJa wszytko przenoszę na jednego bloga. I jak przeniosę to tamten blog skasuję. Więc czytałaś na tamtym blogu. Werda była ciężka. Ale ja Ciebie też bym podniósł i to razem z Otylią! Poważnie, bo przeważnie żartuję:):
Niestety Wedrusia nie żyje. Miała raka krtani.
Bardzo lubiła orzechy włoskie i sama sobie umiała rozłupać.
Pozdrawiam Ewę lżejszą od Werdy
Piękne wspomnienia, psiaki cudowne, ale i pan wspaniały:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i uściski ślę dla Otylii
Wspomnienia piękne. Ale żyć trzeba dalej:) I planować i działać:) Dopóki się żyje.
UsuńPozdrawiam, pozdrawiamy
Okazy to może nie są, ale bardzo ładnie Ci z tymi rybkami!
OdpowiedzUsuńProsisz o podanie informacji o poradach Otylki.
Znalazłam sposób i zrobiłam ogłoszenie koleżeńskie.
Zrobię takie jeszcze na innym blogu.
Może kiedyś sama będę potrzebowała porady, to może Otylka mi nie odmówi....
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
Ja nie jestem łowcą okazów a tym bardziej SZTUCZNIE KARMIONYCH KARPI ŚWINIAKÓW! Zresztą im większa ryba tym mniej smaczna. U nas są czyste wody po żwirowe i zdrowe ryby. Wędkujemy, pilnujemy i zarybiamy:)
UsuńLecę do Ciebie i dziękuję bardzo za pomoc dla Otysi.
Tutaj też wstawiłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię Otylio:)))
dziękuję Jola ;-) pozdrawiam serdeczniacho ! Otylia
UsuńJa też dziękuję w imieniu Otysi.
UsuńBardzo dziękuję!
Witaj
OdpowiedzUsuńZnów kawał historii, opisanej w sposób idealny, dziękuję :)
Pozdrawiam najcieplej :)
Morgano. Tak po prostu było. :) I się działo:)
UsuńPozdrawiam:)
oo, to też musi być super uczucie :) ja się boję skakać na główkę, za każdym razem jak próbuję, to wo ostatniej chwili jakoś podświadomie zmieniam ułożenie ciała i z hukiem uderzam w wodę brzuchem, to strasznie boli :D
OdpowiedzUsuńBinko!
UsuńTeraz to się raczej nie zaleca skakania na głowę. Bo jednak jest sporo wypadków z uszkodzeniem kręgosłupa.
Z trampoliny tez lubiłem skakać w ten sposób, że się kładłem na trampolinie na wznak głową na końcu trampoliny. Potem nogi do góry tak jak się świecę robi i przewrót i do wody leciało się na nogi. Ale wydawało się, że to basen się obraca a nie ja!
Fantastyczne uczucie. Teraz jednak to bym się tego chyba bał?
Witam Vojtka nocą... CzytałM wcześniej TĘ HISTORYJKĘ, ALE PRZECZYTAŁAM ją jeszcze raz z uwagą i roznbawieniem. Komiczna wielce ta scenka z kobietą od mięsa. Sama zawiniła, po co wchodziła w czasie nieobecności gospodarzy. Pies sprawdził się znakomicie, ale dlaczego nie przekupiła go kawałkiem mięsa?
OdpowiedzUsuńFilmik obejrzałam. Pozdrawiam serdecznie - Krystyna
Lauro. czytałaś bo ja wszystko z tamtego bloga przenoszę na ten blog. Czyli będę miał jednego bloga.
UsuńDingo od nikogo jedzenia by nie wziął!
Pozdrawiam rano z zimowej Warszawy!
Vojtku! Szkoda, że kasujesz tamten blog - ja bym chętnie poczytała jakieś nowe historie.
OdpowiedzUsuńCo do mnie, to nie wiem, czy jestem lżejsza od Werdy, ale nie wątpię, że Otylię byś podniósł bez mrugnięcia. ;)
Ewo. Opowiadania będą tylko, że NA TYM BLOGU! Przeniosę tamte opowiadania i od czasu do czasu dam nowe i to NAJPRAWDZIWSZE.
UsuńO. z miasta G. nad morzem B. nie jest dla mnie ciężarem. Odwrotnie. Jak Jej nie ma to jest dopiero ciężar!:)
Żółty pies Dingo... był taki film. Chyba australijski. Pamiętam ile łez wylałam oglądając go, bo Dingo na końcu umiera na wściekliznę.
OdpowiedzUsuńPiękny temat - psi temat:) O psach to ja też mogę długo. Tę historię opisaną przez Ciebie już znam, a Kubisia zdjęcie jak gasi pragnienie to sobie nawet pozwoliłam skopiować by Córce pokazać, tak mi się podoba.
Pozdrawiam zimowo! Halszka
Przenoszę powoli wszystkie opowiadania na podstawowego bloga i tam będą. Czyli będę miał jeden blog. I też od czasu do czasu będą opowiadania. Ale żyje teraźniejszością:) Mam marzenia i pany na przyszłość. W Warszawie cały czas śnieg sypie. Jutro przylatuje przyjaciel z USA i już coś się dzieje:)
UsuńPozdrawiam
Vojtek
Witaj Vojtku,
OdpowiedzUsuńnaprawdę przyjemnie czyta się twoje wspomnienia, a i mi wtedy przed oczami staja dawniejsze lata... moje podwórko i koledzy. Ciężkie czasy ale za tojak przyjemnie sie je wspomina, a i jakoś współżycie społeczny było przyjemniejsze, więcej uśmiechu, zwykłej ludzkiej życzliwości. Pozdrawiam serdecznie
Ładnie to skwitowałeś. Ja dodam. Świat był czarno-biały a dla mnie jednak bardziej kolorowy.....nasze żoliborskie podwórka kipiały dziecięcym śmiechem, mieliśmy siebie bez pośrednictwa GG, FB, Internetu, komórek i nawet zwykłych telefonów. Jednak mam jeszcze marzenia i działanie do zrobienia:)
UsuńI to zrobię!
ja ogólnie zdecydowanie nie należę do najlepszych pływaków, wolałam zawsze nurkować... ale tylko "z rurką", jeszcze nigdy nie robiłam tego z butlą :D kiedyś spróbuję.
OdpowiedzUsuńBinko. Z butlą to ja nie nurkowałem też. Ale rurek nie używam:)
UsuńPozdrawiam w tej chwili bez butli, rurki i skafandra:)
Vojtuś, nie wiedziałam że jesteś takim psiarzem. Za czasów mojego dzieciństwa też w domu była sunia która mnie i siostrę pilnowała na podwórku. Najlepsza niania na świecie. Nie dała do nas dojść. A moje zwierzaki już tu w Warszawie, tresowane nie były ale jedzenia z obcych rąk nie wzięły jedynie Pańcia mogła nakarmić. Przy usypianiu (taka była konieczność) obydwie w odstępie kilku lat trzymałam na kolanach a łzy spadały na ich ciałka. Samo życie. Teraz jestem bez zwierząt, a bardzo się przyzwyczajam a potem cierpię. To w końcu czlonkowie naszej rodziny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
My tez płakaliśmy po stracie psa. Lubię psy. Ale to nie znaczy , że kotów nie lubię. Kotów jednak w domu nie mieliśmy.
UsuńŻoliborz zawalony śniegiem.
Pozdrawiam Ciebie i Saską Kępę.
Vojtek
Witaj Vojtku! To chyba jedna z najbardziej zabawnych i najśmieszniejszych opowiadań, które wyszło z Twojej ręki :)))
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytałam je ponownie :)
Takich wspomnień się nie zapomina!!! Ta Baba z mięsem, pewnie też na długo to zapamiętała hehe :)
Pozdrawiam serdecznie
Grażyno. Wszystkie opowiadania powoli tu przenoszę i potem tamten blog skasuję. Będę miał jednego bloga.
UsuńBaba z mięsem. To była instytucja! :)
Ale dziady tez były. Na przykład STARE GARNKI LUTUJĘ!!! Tak wołali po podwórkach:)
DZIŚ DZIEŃ PRZYTULANIA CMOK I POZDRAWIAM KAMA I DLA CIEBIE I OTYLII
OdpowiedzUsuńKamilo!
UsuńDziękujemy bardzo. I pozdrawiamy i pędzę do Ciebie.
Vojtek tez w imieniu Otylii.
Werda wspaniała, też miałam rottweilera (niestety też zabrał go nowotwór), częst zapominaliśmy zamknąć drzwi na noc, ale z takim stróżem jakoś nie baliśmy się. Fajny blog, zaczęłam czytać od początku. Pozdrawiam jupikjupik
OdpowiedzUsuńDziękuje za wizytę i serdecznie pozdrawiam
UsuńVojtek