Po skończeniu w roku 1975 Technicznej Szkoły Wojsk Lotniczych w Zamościu w specjalności FOTOLABORANT wysłali mnie do Słupska. Tam byłem około dwa miesiące. pracowałem między innymi w laboratorium fotograficznym.
Potem skierowano mnie na Przylądek Rozewie do jednostki radionamiaru elektronicznego. Fantastyczne miejsce nad Bałtykiem! Najbardziej na północ wysunięty punkt Polski. Kilka kilometrów od Władysławowa. Latarnia Morska na Rozewiu świeciła nam w okna. Na tym terenie była też jednostka rakietowa oraz marynarze z jednostki chemicznej.
Ponieważ laboratorium fotograficzne jeszcze nie było gotowe(nowe budynki) to przeszkolono mnie na PLANSZECISTĘ.
Kto to jest planszecista? To jest człowiek, który rysuje kolorowymi kredkami(dermatografami) na planszecie z plexiglasu gdzie jest mapa danego terenu( w naszym wypadku mapa Europy Północnej) trasy samolotów zwiadowczych. Na tym planszecie jest podziałka. Przez słuchawki odbierałem dane i rysowałem trasę samolotów zwiadowczych. I wpisywałem dane samolotów takich jak prędkość, wysokość. Musiałem się nauczyć pisać odwrotnie litery i cyfry. Tak, żeby z drugiej strony planszetu były one prawidłowe. I długo po wojsku tak pisałem :)
W tamtych czasach nad Bałtykiem latały głównie amerykańskie samoloty zwiadowcze. Były to wysłużone samoloty B-52 nafaszerowane aparaturą elektroniczną wszelkiego rodzaju a także kamerami filmowymi. I namierzały co się da! Te samoloty też dla własnego bezpieczeństwa meldowały się w punktach kontroli lotu. I rozmowy załogi, pilotów u nas się nagrywało. Na radzieckich magnetofonach szpulowych. Potem te nagrania oddawane były do pułku pod Warszawą do analizy.
Jeśli te zwiadowcze samoloty za bardzo się zbliżyły do morskich granic Polski to wtedy były odganiane przez myśliwce. A myśliwce stacjonowały na przykład w Słupsku na lotnisku Rędzikowo.
Koledzy pracowali na nasłuchu, czyli w eterze szukali wszelkich rozmów z samolotów zwiadowczych. W nasłuch w Słupsku pracowały kobiety z cywila. Kobiety maja średnio lepszy słuch od facetów.
Na terenie naszej jednostki był basen odkryty. Ale i tak nas ciągnęło na plaże na Rozewie. Chociażby po to, żeby pooglądać sobie latem ciałka dziewczyn, kobiet :) Oczywiście chodziliśmy tam nielegalnie. Czyli na "lewiznę" jak to się mówiło.
Raz miało miejsce takie zdarzenie, że mi serce do gardła podeszło ze strachu. Poszedłem sobie z bronią na Rozewie, żeby się wykapać. Schowałem broń głęboko w krzakach. Wykapałem się w morzu i.........................nie mogłem kałasznikowa znaleźć!!!!
Serce podeszło mi do gardła i łzy mi w oczach stanęły. Już widziałem siebie w więzieniu.
Ale jednak broń znalazłem. O Boże jak ja to przeżyłem!
Napisała mi pewna osoba w poprzednim poście, że "miło wspominam wojsko"
Nie wszystko było miłe. W Słupsku i na Rozewiu rządziła "fala" Czyli starsze wojsko, którym niedługo się służba wojskowa kończyła. "Fala" to bardzo zła rzecz. W technicznej Szkole Wojsk Lotniczych fali nie było absolutnie. I fali nie było w Zawierciu w jednostce rakietowej gdzie spędziłem ostatnie trzy miesiące wojska. I z Zawiercia odszedłem do cywila.
Będąc w Zawierciu byłem też dwa tygodnie w szpitalu wojskowym w Bytomiu. Miałem operację przegrody nosowej. Szpital ten bardzo dobrze wspominam. Było czyściutko, dużo personelu cywilnego(piękne pielęgniarki) i sarenka biegająca sobie po ogrodzie szpitalnym.
Zacząłem służbę jako szeregowiec i też w tym stopniu opuściłem wojsko. Przynajmniej nikt mnie źle nie wspomina tak jak większość na przykład kaprali.
Kończąc "mój szlak bojowy" napiszę, że powszechna służba wojskowa powinna być!
Ale dużo krótsza i lepiej zorganizowana.
A co mamy liczyć, że nas ktoś obroni??? Ktoś będzie za nas walczył??? A my w tym czasie będziemy stadiony budowali??? Po wydarzeniach na Ukrainie widać jak blisko wojna może być!
Oby nie.
Vojtek szeregowiec Ludowego Wojska Polskiego. Niektórzy przedstawiali się jako "szeregowy Ludowego Wojska Polskiego" I wtedy przełożony mówił: "szeregowy to jest układ jaj"
Niestety fotki z wojska na Rozewiu mi zaginęły. Dlatego wstawię fotki z Internetu, żeby pokazać co robił planszecista. Planszet u nas był jednak inny, dużo większy i podświetlony neonówkami. I tą pracę naprawdę lubiłem. Była prawdziwa, nie udawana tak jak manewry na przykład. I namawiali, żeby w wojsku zostać na stałe. Nie chciałem. Z perspektywy czasu uważam, że ŹLE ZROBIŁEM! Zresztą ie jedną rzecz w życiu :)
I jeszcze filmik z okolicy gdzie w wojsku służyłem. Do Władysławowa było 6 km. Tu robiliśmy zakupy i na przykład do apteki się przyjeżdżało. W Helu bywałem w szpitalu wojskowym. A kod pocztowy do jednostki pamiętam do dziś: 84-104 Jastrzębia Góra. Na moim filmie jest Rozewie i latarnia morska.
"To już jest koniec możemy iść, jesteśmy wolni, nie ma już nic"











