Z Andrzejem spotkałem się 20 sierpnia tego roku. Pojechaliśmy sobie nad Zalew Zegrzyński czyli nasze Warszawskie Morze. Tak sobie po prostu porozmawiać.
Andrzej to Kolega z podwórka, piaskownicy, podstawówki i liceum. Te nasze żoliborskie podwórka fantastycznie opisuje pisarz Jarosław Abramow w książce pt. "Lwy mojego podwórka" To jest ta część Żoliborza, która nazywała się kiedyś Żoliborzem Inteligenckim. Mieszkań na klucz się nie zamykało. A jak się zamknęło to w dziurce od klucza wsadzało się kartkę z napisem "klucz jest pod wycieraczką"
Do Andrzeja wpadałem do domu na seriale telewizyjne. Bo my jeszcze telewizora nie mieliśmy. A były to Zorro, Bonanza, Wilhelm Tell, Robin Hood a także karet Starszych Panów, Gwiazdy filmu Niemego itp. Po tych serialach często w domu rozrabialiśmy. Mama Andrzeja mnie się kiedyś spytała "dlaczego my się ciągle bijemy jak ja przychodzę do Niego"
A mnie po prostu zawsze energia rozpierała. I mam to do dziś:)
Kolega kochał muzykę. Równolegle do nauki w liceum uczęszczał do drugiego liceum muzycznego. W domu miał czarne pianino. Ponieważ mieszkał z rodzicami na parterze to jego granie, ćwiczenia słychać było na całym podwórku. Andrzej grał a my kopaliśmy piłkę.
W liceum z kółka turystycznego jeździliśmy na różne wycieczki i rajdy turystyczne. Andrzej też razem z nami.
Nasze drogi się trochę rozeszły jak Kolega rozpoczął studia w Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Ale spotykaliśmy się na przykład na basenie.
Wybucha stan wojenny 1981 roku. Widzę przez okno na Słowackiego czołgi. Dzwonie do Andrzeja. Telefony milczą. Więc ubieram się i wpadam do Niego do domu. Już wiemy o co chodzi. Polecieliśmy zobaczyć co się dzieje na uczelni u Andrzeja a potem razem nad Wisłę.
Zaraz po wybuch stanu wojennego Andrzej dostaje wezwanie do SB. Pytał się mnie co ma zrobić. A był działaczem zdelegalizowanej organizacji studenckiej współpracującej z Solidarnością. Wraca ze spotkania z SB. Tam Jemu powiedzieli, że paszport już jest i jak chce to niech natychmiast wyjeżdża!
I Jędruś wyjechał. Zanim dostał dyplom wyżej uczelni. A uczelnię warszawską skończył z wyróżnieniem. Jego Mama dyplom odebrała jak Andrzej był już we Francji. W Bordeaux . Tam rozpoczął kolejne studia. Mama dojechała do Niego i dała mu ten dyplom Warszawskiego Konserwatorium.
Studia we Francji skończył z medalem. Zaproponowano Jemu pracę. Ale Andrzejkowi, Zahorowi(takie miał ksywki podwórkowe) zamarzyła się Ameryka.
Do USA zaprosił jego wujek. Pan Alfred Tarski słynny polski matematyk, logik. Wystarczy wygooglawać i wszystko jasne.
Andrzej dostaje się na studia w prestiżowej uczelni Stanford University. I kończy uczelnię w czołówce.
W Ameryce pozostaje do dziś. Ma podwójne obywatelstwo. Zmienił tylko stan California na stan Massachusetts. Jest dość często w Europie w Niemczech. Tam pożycza auto i przyjeżdża do Polski. Tak też bylo tym razem. Z St. Louis gdzie mieszka do Chicago, z Chicago do Monachium gdzie wypożycza auto. Z Monachium do naszego wspolnego Kolegi do Wiednia i z Wiednia przez Kraków, Zakopane do Warszawy.
Ale najważniejszy jest stosunek Andrzeja do swojej mamy. Jak zmarł Jemu ojciec to Andrzej zabrał swoja mamę do USA. I tam mieszkała u Niego w domu. Potem wróciła bo sama chciała. Andrzej swojej mamie zawsze pomagał. jak bywał w Polsce to zabierał mamę na wakacje nad nasze morze, góry, kupował jakiś sprzęt do domu. A na ostatnie wakacje Andrzej z mamą pojechał do Hiszpanii. Tak we dwójkę autem z Warszawy.
Niestety Mama Andrzeja zmarła. Kulturę człowieka poznajemy nie po wykształceniu i ilości pieniędzy ale na przykład po stosunku do swoich rodziców, dziadków.
Ja znam takie sytuacje gdzie rodzice, dziadkowie na pysk upadają, żeby ułatwić życie swoim pociechom i do końca swojego życia ładują pieniądze w swoje dzieci i wnuki. A potem te dzieci oddają rodziców do domu opieki.
Parę osób płci odmienej mnie się pytało czy Andrzej jest żonaty :) Tak jest żonaty i zakochany. Co nie często się zdarza. Żonę Monikę poznał w Polsce. Na Jego zaproszenie wyjechała ze swoim synem do USA. Tam wzięli ślub a Andrzej syna Moniki usynowił i mówi wyłącznie o Nim syn.
Nie wszystko da się napisać. Wspomnę jeszcze Ojca Andrzeja. Był brydżystą i szachistą. Pisarz Jarosław Abramow wspomniał Go w swojej książce. Walczył w Powstaniu Warszawskim. Trochę trzęsła się Jemu prawa dłoń. To my wszyscy na podwórku wiedzieliśmy, że to od obsługi cekaemu.
Kończę. I po prostu MUSIAŁEM TO NAPISAĆ.
KLIKAJ W FOTKI ABY POWIĘKSZYĆ
Książka "Lwy mojego Podwórka"
Wojtek&Andrzej Zalew Zegrzyński 20.08.2016
I pierwszy raz na żywo widziałem jazdę na odrzucie wodnym! Polecam ten filmik!
Fotki dawniejsze. Andrzej ze swoją żoną Monika w Meksyku. Jędruś chętnie podróżuje i zwiedza.
I z żoną Monika na wycieczce w Europie po Alpach Szwajcarskich. Auto pożyczone w Szwajcarii. Peugeot Cabrio.
A tu Andrzej gra Bacha. Nagrywa utwory organowe w strojach z epoki. Fantastyczne. Polecam.
Mama Andrzeja z synem w podróży autem po Hiszpanii. Dziękuję Pani i Pani mężowi za cierpliwość do mnie!!! :)
No i obowiązkowo film ze spotkanie z Andrzejem Nad Zalewem Zegrzyńskim :)
No to "by było na tyle"
Vojtek
Piękna historia, wybitna osoba i do tego sympatyczny facet ;) Wyjątkowe są takie znajomości, które pomimo upływu lat i dzielących ludzi kilometrów potrafią przetrwać.
OdpowiedzUsuńNiesamowite te wodne buty siedmiomilowe ;) nie miałabym odwagi włożyć ich na nogi, choć jako dziecko o czymś takim marzyłam ;) Pozdrawiam serdecznie:)
Po prostu musiałem to napisać. Porządnych po prostu ludzi jest jak na lekarstwo. Mam kilka takich tematów. O jednym moim pracodawcy powinienem też napisac. Ciekaw jestem jak się równowagę utrzymuje w takich butach. czy to trudne???.
UsuńPozdrowienia żoliborskie.
Ileż pięknych zdjęć! A mury Carcassonne oświetlone wieczorem prezentują się wspaniale, dziękuję za te zdjęcia! :))
UsuńPozdrowienia żoliborskie :)!
UsuńFajnie się Ciebie czyta.Andre Dani TG
OdpowiedzUsuńDziekuje, pozdrawiam Ciebie.
UsuńWitaj Vojtek.
OdpowiedzUsuńCiekawy kolega z bogatym życiem. Fajne to było spotkanie...
Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem zawsze...
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Pozdrawiam i ja Michale. Andrzej działał w NZS. Był przewodniczącym na uczelni. Czyli w tamtych czasach WICHRZYCIELEM. I dlatego zaproponowali Jemu wyjazd z czego Andrzej skwapliwie skorzystał. Jednych aresztowali, drugich internowali a jeszcze innych zmuszali groźbą do wyjazdu. Andrzejowi nie grozili tylko po prostu zaproponowali bo wiedzieli, ze stara się o wyjazd do Francji na studia. Pozdrowienia
UsuńFantastyczne spotkanie. Dzieli Was teraz tysiące kilometrów, a łączy przyjaźń młodzieńczych lat....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
I korespondowaliśmy do siebie za pomocą listów tradycyjnych. Nie raz wysyłałem po 6 stron arkuszy A 4 :) Andrzej wolał dzwonić bo dla Niego telefon był bardzo tani. Pozdrowienia
UsuńVojtek
To ty Wojtku „bicznik” byłeś skoro z kolegą tak ciągle się biliście :-) U Was w Warszawie w też istniało takie określenie „bicznik”?
OdpowiedzUsuńTwój kolega Andrzej fajnie się ustawił :-) Jeździ sobie po świecie i zwiedza.
Nie istniało takie powiedzenie. W każdej części polski to jest inaczej. na przykład w Krakowskiem powiedzą "wychodzę na pole" jak idą z domu. W Warszawie się mówi "wychodzę na dwór" :) Andrzej po prostu wykorzystał swój talent. Znam kilka osób, które tego nie wykorzystały. Talent i praca! Sam talent do niczego nie prowadzi.
UsuńPozdrowienia dla Ciebie
Vojtek
Wspanialy wpis poswiecony wielkiej przyjazni. Zycze obu Panom wszelkiego dobra. Wielu spotkan w przyszlosci, tak osobistych i pogodnych.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie raz sie jeszcze spotkamy. Andrzej bywa w Niemczech służbowo z USA i wtedy wynajętym autem przyjeżdża do Polski.
UsuńDziekuje i pozdrawiam
Vojtek
Cudowna i prawdziwa opowieść o prawdziwym człowieku ;
OdpowiedzUsuń''Kulturę człowieka poznajemy nie po wykształceniu i ilości pieniędzy ale na przykład po stosunku do swoich rodziców, dziadków.''pozwoliłam skopiowac Twój cytat bo mówi sam za siebie serdecznie pozdrawiam
Pozdrawiam i ja. Hej
Usuńświetna opowieść o wyjątkowym człowieku, wspaniałego masz przyjaciela :) dobrze się czyta historie o tak wyjątkowych i inspirujących ludziach. super opisałeś Waszą znajomość :)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia z wciąż upalnej Malty
Pozdrawiam i ja. Jeszcze jeden taki jest Kolega. Mieszka we Wiedniu. Też z naszego podwórka i wszyscy się znamy. Tak samo jak i nasi rodzice się znali.
Usuń"Ale o tem potem"
Prawdą jest, że rzadko przeżywają takie wspaniałe przyjaźnie - ludzie są coraz bardziej zapatrzeni w swoje życie...Tym bardziej należy cenić to, co Was łączy :)
OdpowiedzUsuńKiedyś pisałem długie listy tradycyjne do Andrzeja. Jak nie było Internetu. Andzrzej zawsze telefonicznie odpowiadał bo to bylo dla niego bardzo tanio.
UsuńPozdrowienia nadwiślańskie.
Kiedyś w ogóle pisało się dużo listów, nie tylko do przyjaciół...Zobacz, jak zmieniły się czasy - siadasz na Skypa i już możesz widzieć i rozmawiać ze swoim przyjacielem :)
UsuńNa naszych oczach zmienia się technika! Wszystko się zmienia. Pozdrawiam serdecznie
UsuńVojtek
Witaj Wojtku.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się ,czytając Twój post.W Twoich słowach wyraźnie można odczuć przyjaźń do Andrzeja ,po tylu latach..Takiej przyjaźni, nie zapomina się do końca życia.Świetnie spędziliście czas na pogaduchach,fajnie wyglądacie obaj::))Pewnie jeszcze nie raz się spotkacie ,czego Wam serdecznie życzę::Pozdrawiam radosnego Wojtka::)))
Tak, spotkamy się. Mam jeszcze takiego jednego Kolegę w Wiedniu. Andrzej Go odwiedził w tym roku jadąc z Monachium do Polski. Wpis trochę uzupełniłem. Sporo w sumie znajomych wyjechało za granicę. Z rożnych powodów. Taka po prostu historia współczesna.
UsuńPozdrawiam serdecznie
ech, ja miałam dwóch takich bardzo serdecznych przyjaciół, od podwórka aż po ... grób, obaj wyjechali już znacznie dalej niż zagranica. obaj byli jak twój Andrzej , ich rodzice zajmowali w życiu takie miejsce, jakie zajmować powinni
UsuńJa mam kilka takich tematów i ludzi i w wolnej chwili napiszę. Z mojej rodziny większość wyjechała za granice i są tam do dzisiaj. Historię Polski poznaje się poprzez losy poszczególnych osób, rodzin. Najnowszą historii Polski. Pozdrawiam serdecznie
UsuńBardzo fajna historia i ciekawy człowiek. I co najważniejsze z dobrym sercem. Fajnie, że udaje się utrzymywać kontakt. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSerce ma jak dzwon! Taka była kiedyś reklama w TV margaryny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam dano nie widzianą!
Piknik warszawski to bardzo ciekawa akcja i jednoczy ludzi, nie dzieli.
OdpowiedzUsuńMasz nową wiadomość na poczcie.
Pozdrawiam serdecznie :)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńVojtku, widziałam komunikat, że pokazy slajdów zostały zlikwidowane.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo Ci dziękuję!
UsuńVojtek
Było jeszcze ogłoszenie, że interfejs Google Feed API zostanie wycofany. W związku z tym gadżet "Pokaz slajdów" przestanie działać i do 29 września 2016 r. zostanie usunięty z bloga.
UsuńDziękuje Ci bardzo za wiadomość.
UsuńPiękna historia! Pewnie takich jest całe mnóstwo przez pokręcone losy naszego kraju. Najpiękniejsze jest jednak to, że mimo takich kolei losu tak piękne relacje wciąż trwają.
OdpowiedzUsuńTak historie piszą tez poszczególni ludzie, rodziny. Większa część mojej rodziny już dawno z Polski wyjechała. Pozdrawiam
UsuńPrzyjaźnie szkolne są na lata. Wczoraj zadzwoniła do mnie koleżanka z równoległej klasy, spotykałyśmy się po latach
OdpowiedzUsuńw grupie równorzędnych klas, ona była we francuskiej ,
ja w łacińskiej, były jeszcze klasy nienieckiego
i angielskiego ...
Nadal odczuwamy potyrzebę spotkania się , zadzwoniła w tej sprawie...
Biografia Twego kolegi ujmująca... Takich ludzi należy wspominać. Dzięki za możliwość wysłuchania profesjonalnego koncertu. Wydaje mi się , że już to nagranie u Ciebie było.
Vojtku, dzięki za odwiedziny.
Nie wpisywałam się pod tym tekstem, widocznie wpisała się jakaś inna Laura, to nie ja.
W odpowiedzi na Twój wpis , napisałam u siebie tak -
Vojtku, już dawno nie byłam w Twoim blogu
z powodu braku czasu. Jakoś tak się dzieje, że mam go coraz mniej, aktualnie - goście, których mi nigdy nie brakuje...
Pewnie kogoś innego skojarzyłeś ze mną. Miło, że odezwałeś się. Komputer włączam na chwilę, więc nie wszystkie internetowe miejsca ogarniam...
Też uważam, że wątpliwości należy rozwiać. Jakby nie było taka katastrofa to z wielu powodów jedna wielka niewiadoma... Pozdrawiam najserdeczniej - Krystyna
PS. Później wpiszę się w Twoim blogu, teraz przede mną domowe zadania do realizacji... Krystyna Laura
Postaram się częściej tu zaglądać .
Dobranoc !
Ja znam tylko jedna Laurę. Ciebie. Myślałem, że to Ty:) Tak raz już wstawiałem film jak Andrzej gra na organach ale nie pamiętam przy jakiej okazji. U mnie jest więcej zdarzeń ale nie mam czasu wszystkiego opisać. Pracuje przecież normalnie.
UsuńPozdrawiam Ciebie serdecznie
Vojtek
Niesamowita historia, lubię je u Ciebie. A taka pamięć o znajomych zawsze mnie cieszy, szczególnie przyjacielska pamięć. I widać jak różnie ułożyły się losy Polaków. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTak losy Polaków ułożyły się bardzo różnie i najczęściej pisała je Historia.
UsuńPozdrowienia z nad Wisły!
Vojtku, wzruszył mnie Twój post !
OdpowiedzUsuńTaka przyjaźń, to scenariusz na dobry film.
Pięknie opisujesz wszystkie historie, całym sercem i duszą, za co Ci dziękuję:):)
Serdeczności zostawiam:)
Po prostu musiałem to napisać tak sam od siebie. Takich ludzi już się nie spotyka.
UsuńPozdrowienia Vojtek
Fajnie po tylu latach utrzymywać kontakt :)
OdpowiedzUsuńAndrzej to ostatnio w Polsce jest co roku. Przylatuje do Europy służbowo i wpada autem do Polski.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bardzo fajna historia i ciekawy człowiek. I co najważniejsze z dobrym sercem. Fajnie, że udaje się utrzymywać kontakt. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń